Zapraszam do obserwowania i subskrypcji
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave
Minęło troszkę czasu kiedy to byłem ostatni raz w Berlinie. W sumie ostatni raz - wracając z USA. Sam już nie wiem ile razy odwiedziłem te miasto w tym roku, ale jest to chyba moja szósta wizyta w stolicy u sąsiadów - szósta i rekordowa. Prawda jest taka, że jeszcze niedawno nie myślałem, że tak prędko tutaj zawitam, a jednak wszystko wróciło do normy i zjawiłem się ponownie. Tym razem Kuba zaprosił mnie na odwiedziny połączone z atrakcjami specjalnymi :D
Z meblami do samodzielnego montażu bywa wesoło. Setki części, brak normalnej instrukcji i prostej jak ch.. wskazówki, która część jest częścią nr 1, 2, 3 etc. Prosta naklejka z 1 na blacie nr 1 rozwiązałaby problemy z rozszyfrowaniem co jest czym. Tak, czy inaczej zamiast iść do barbera zrobić porządek z moim kłakami postanowiliśmy zostać w domu i złożyć szafę. Ogromną szafę. Tym bardziej, że niespodziewanie ktoś zachorował wcale nie chorując ( bo przecież nic się nie stało - niczym jak u mojego taty ) więc i nastrój był nie na zwiedzanie.
Przyznać muszę, że jestem jednak słaby jeżeli chodzi o siłę mięśni mimo, że ręce wyćwiczone. Wniesienie szafy, a w zasadzie jej części to ponad moje siły, ale dwie takie i miałbym garderobę lux. Jak już dorobię się własnego kąta ( wcale nie mam dwóch domów i studia sic! ) to zapewne sobie takie dwie sprawię. Będąc na dorobku w nowym mieszkaniu dla Kuby taka szafa to kolejny mały kroczek do samodzielności. Taki berliński nowy start gdzie szafa, półka, czy kubki stają się ważniejsze niż dotychczasowe zachcianki. Fajne to, bo kształtuje charakter takie dorabianie się w zasadzie od zera. Oczywiście szafę w ratach, ale złożyliśmy i efekt był zadawalający pomimo walki z przesuwającymi się drzwiami. Pomijam fakt, że zostały nam jakieś śrubki, nakładki itd. To się przyda przy komodzie.
Berlin od zawsze kojarzył mi się z reklamami wycieczek na świąteczne jarmarki. W Szczecinei pełno tego. Za 90zł można było pojechać na jednodniowy wypad połączony z degustacją wina na AlexanderPlatz. Niewiele myśląc najpierw skosztowaliśmy kebaba, czy też innego rolo na jednej z uliczek Neukölln, a później ruszyliśmy na AlexanderPlatz. I przyznam szczerze - tego mi trzeba było. Przez brak śniegu i taką typową gonitwę grudniową w pracy i w życiu brakowało mi teraz typowo świątecznego klimatu. I to był strzał w dziesiątkę. Kolorowe domki, kolędy, mnóstwo lampek, gwiazd i lodowisko pod ratuszem. Magia - mimo braku śniegu i tego ich twardego języka. I te winko z goździkami, cynamonem i nie wiem czym, ale smaczne niczym te wrocławskie z jarmarku na rynku.
Moje spotkania z Kubą to już bardziej niż pewne zdjęcia i chociaż kilka ujęć. To już jak tradycja i rytuał: "brałeś aparat ?" No głupie pytanie :)
Grafiti w Berlinie bardzo mnie irytują, bo nie są ani ładne, ani trafione. Od takie zwykłe podpisy bazgroły na ścianach, murach i elewacjach. Oczywiście są i miejsca bajecznie kolorowe i warte sfotografowania, ale na Neukölln akurat więcej tych pierwszych, ale akurat te miejsce ma swój urok. Taki wielkomiejski, hiphopowy, nawet bardziej dresiarski i łobuzerski klimat. I te liście dodają tylko dodatkowego smaczku. No musiałem zrobić tych kilka zdjęć akurat w tym miejscu.
Tutaj tak naprawdę fotograf nigdy się nie nudzi. Mnóstwo jest miejsc gdzie warto zrobić kilka zdjęć. Street ma swój klimat, a street fashion to już ostatnio mój tzw. bzik fotograficzny. Lubię poczuć ten wielkomiejski klimat. Mimo, że kocham życie na wiosce blisko przyrody to jednak ciągle ciągnie mnie w takie miejsca. Jak to mówią ciągnie wilka do lasu...
Fajny weekend i kolejny wyjazd. Pożyteczny też. Fajny rok. Fajne mieszkanko. Fajny czas. Na osobne podsumowanie roku, jarmarku itd. jeszcze się zbiorę, a teraz zapraszam do galerii zdjęć.
TRAVEL_BERLIN_2022: WEIHNACHTSZEIT