Zapraszam do obserwowania i subskrypcji
Strona zrobiona w kreatorze stron internetowych WebWave
Od pobytu w Nowym Jorku mija miesiąc. W zasadzie za 3 dni to minie miesiąc od powrotu do domu z tego niezwykłego miasta. Ja dopiero dzisiaj zabijając czas stwierdziłem, że może zerknę na zdjęcia i coś obrobię, napiszę. I zerknąłem i poniekąd dużo zrozumiałem.
Czas od powrotu z USA to dni, o których chciałbym zapomnieć, a jeszcze bardziej to chciałbym się cofnąć właśnie do tego dnia, którego dotyczy ten mój fotoreportaż. Nikt tu nie zagląda i nikt tego nie czyta, ale może jednak kiedyś ktoś zerknie więc od razu uprzedzę, aby nikt się nie zniechęcił, że nie - nie będę tu smęcił - przynajmniej nie w tym wpisie. I nie dzisiaj.
Roosevelt Island znana niegdyś jako Welfare Island, a jeszcze wcześniej jako Blackwell’s Island to taka bardzo wąska wyspa w Nowym Jorku, położona na rzece East River, pomiędzy Manhattanem od zachodu, a dzielnicą Queens od wschodu. Wysepka, na którą warto wjechać specjalną kolejką linową, o której opowiem więcej w osobnym wpisie.
Wysepka ma swój klimat, bo pomiędzy otaczającymi ją kominami i wieżowcami znaleźć tu można takie miejsce jak te na moich zdjęciach. Miejsce, które od razu kupiło moje serducho. Boisko, a w sumie to taka duża polana pełna zielonej soczystej trawy. Trawy z siatkami i bramkami, gdzie nowojorczycy spędzają wolny czas.
Uwielbiam fotografować ludzi, bo mogę wyłapać emocje na ich twarzach, uśmiechy, czasami złość. Sport daje emocji całą paletę, bo nie dość, że jest efektowny to i bawi i niczym w promocji dodatkowo uczy zarówno współdziałania, pokory jak i szacunku do drugiej osoby. Emocje, ludzie i aparat. To wszystko daje efekt w postaci zdjęć - mniej lub bardziej udanych, ale na pewno autentycznych.
Zabawne, bo widać było, że oni wszyscy na boisku w zasadzie się nie znają. Przypominało to zabawę dzieci, które jak nikt inny potrafią łamać granicę i bawić się razem pomimo różnic między nimi. Taka jest właśnie piłka i sport jako taki: łączy, bawi i uczy. Oni - obcy dorośli ludzie bawili się ze sobą jak dzieci, zapraszali kolejnych przychodzących na polanę do wspólnej zabawy. Na boso, czy w koszulach, to bez znaczenia - przypadkowo zaciągnięci do ganiania z piłka pod ogromnym mostem. Nikt tutaj nie zwracał uwagi na to jak kto wygląda, czy skąd jest. Liczyło się tu i teraz. Spontanicznie jak kiedyś na naszych osiedlach.
Pewnie będę ciągle do tego wracał - do podkreślania jak bardzo polubiłem ludzi mieszkających w NYC. Dla fotografa to miejsce gdzie można poczuć się jak w raju. Każdy tu jest życzliwy, uśmiechnięty, spontaniczny. Nie wiem, być może my jesteśmy zbyt zachowawczy jako naród. Teoretycznie jesteśmy bardzo otwarci, ale jednak z dystansem do obcych, smutni, zatroskani. Przytłoczeni codziennością. Podejrzliwi i nieufni.
To nie jest też tak, że tam wszyscy są fajni i kochani. Pewnie nie, ale chodzi o sam sposób bycia. Nowojorczycy mają pewien czar. Autentyczną otwartość, która zaraża. Ja robiąc im zdjęcia byłem w tym momencie jedną drużyną z nimi. Jako obserwator, ale i czynny gracz, bo uśmiechałem się, cieszyłem chwila razem z tą szaloną ekipą. Czułem, że to niezwykły moment i niezwykłe zdjęcia.
Gdy robiłem te klatki to już wiedziałem, że to materiał jaki chciałbym kiedyś pokazać innym i jaki chciałbym wysłać na konkursy, czy na wystawę. Nie dlatego, że to fenomenalne fotosy, ale dlatego, że robiąc je byłem szczęśliwy mogąc w tym uczestniczyć.
Obrabiając te zdjęcia przypomniałem sobie słowa Kuby. Gdy spytałem go, czy nie przeszkadza mu, że zająłem się robieniem tych zdjęć, a on został sam na murku stwierdził tylko, że to właśnie lubi, w naszym podróżowaniu, że nie mamy na sobie presji, że ja sobie robię zdjęcia zajmuję się sobą, a on ma chwilę dla siebie i to jest okej. Jak bardzo ważne to były słowa. Ucieszyłem się, że mu to nie przeszkadza, że robię zdjęcia, że szaleję na trawie w euforii. Cieszył się, że zrobiłem fajny materiał, dopingował mnie. Powinienem wryć sobie to wtedy w głowę i w serce... a tego nie zrobiłem.
Siedziałem w bramce oplątany linkami gdy zrobiłem mu te zdjęcia. Zauważyłem, że siedzi sam, a z boku spogląda na niego chłopiec. Zrobiłem je zza siatki, bo dodatkowo dodało to klimatu i tajemnicy. Ten moment i zdjęcie pokazuje, że każdy z nas powinien czasami zostać ze sobą sam na sam. Że każdy ma prawo do własnej tajemnicy i do pobycia samemu ze swoimi myślami. Czy to w przyjaźni, w rodzinie, czy w związku, każdy ma prawo do własnej przestrzeni. Do wolności tak po prostu.
Gdybym to wtedy zrozumiał, zaufał, dał sobie i komuś przestrzeń, to dziś nie musiałbym wracać jedynie do wspomnień. Nie musiałbym myśleć o tym co było, a o tym co jeszcze przed. Powinienem być jak ten chłopiec - spoglądać gdzieś z boku, być, ale dać wolność. Nosić maskę, by nie zarażać złymi emocjami. Być przyjacielem, a nie pożerać kogoś.
Nie da się przecież mieć człowieka tylko dla siebie i na wyłączność.
Myślałem, że jestem mądrym facetem i dobrym człowiekiem, że potrafię uczyć się na własnych błędach. Że już potrafię panować nad emocjami. Nie - nie potrafię, a przynajmniej nie potrafiłem jeszcze kilka dni temu. Jedyne co mi wychodzi to zdjęcia, a i tak nawet to nie do końca jest takie jak powinno być.
Jestem na siebie zły, bo przecież ja sam zawsze będąc nawet ze znajomymi gdziekolwiek dłużej potrzebowałem dnia na reset, na pobycie samemu, na rozmyślanie o sobie i życiu. Na co dzień też potrzebowałem zawsze mieć własne drogi i tajemnice. To nic odkrywczego więc dlaczego zapomniałem o tym co było również moje ? Może ze strachu, aby nie stracić kogoś jak Diorkę, a może po prostu jestem cholernym egoistom...
Od kilku dni staram się poskładać swoje życie i myśli. Posklejać marzenia, które zyskałem, a które legły w gruzach. Staram się ufać i mieć nadzieję, że to co autentyczne jednak będzie i tak obecne w takiej lub innej - może nawet w lepszej formie. Podobno po burzy zawsze wychodzi słońce, a po chwili samotnego bycia na murku, każdy szuka swojej bratniej duszy. Gdy jest się samemu z własnymi myślami, można poznać siebie. Ważne, by się nie odcinać od tego co ważne i nie zasiedzieć na tym murku - zostać jak ci grający noworojczycy - otwartym i radosnym człowiekiem, umiejącym zapomnieć co złe, ale pamiętającym co dobre. Umiejącym wybaczać i oceniać człowieka, a nie jego winy i czyny.
Te zdjęcia z reportażu wyślę na konkursy. Może bardziej w wersji B&W, ale wyślę na pewno. Zdjęcie Kuby też, bo jest niezwykle symboliczne. Po prostu autentyczne. Ja już tak mam, że bardzo często moje najlepsze zdjęcia to te, które robię przypadkiem. A to jest jednym z lepszych. Ważniejszych.
I wiecie tak naprawdę do dzisiejszego dnia byłem ślepy. Przytłoczony emocjami. Kończąc ten wpis czuję się mądrzejszy, bo zrozumiałem. Za późno, ale zrozumiałem...
Przyjaźń to nie jest łatwa sprawa. Nie mam w niej takiego doświadczenia jak w zdjęciach. Wiem tylko, że to co łączy ludzi to wspólne pragnienia: czy to marzenia, czy podróże, moda, zdjęcia i wspomnienia. I to droga do naprawiania tego co zepsute. Teraz chciałbym już tylko spokoju i chciałbym już nie zerkać co pięć minut w telefon... by widzieć wciąż nic i słyszeć tylko ciszę. Poczekam, bo ufam, że warto.
Galeria z boiska: GALERIA_TRAVEL: NOWY_JORK_2022_Z_PILKA_NA_ROOSEVELT_ISLAND